Wszyscy piszemy scenariusze

Wiecie, że każdy z nas w skrytości ducha uprawia scenopisarstwo? Jedni robią to częściej, inni rzadziej. Ale niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie pisał w swojej głowie scenariusza na temat tego, co się „na pewno” wydarzy. Swój fach szlifujemy od najmłodszych lat. On/ona na pewno mnie nie polubi… Na pewno jemu/jej się to nie spodoba… Nie zdam tego, nie ma innej opcji… A potem idziemy dalej przez życie i myślimy, że jeśli popełnimy błąd to świat się zawali, jeśli czegoś nie zrobimy na pewno kogoś zawiedziemy, że się nie uda.

Spytacie gdzie tu miejsce na komunikację? Otóż komunikacja to nie tylko kontakt z innymi, to także kontakt z samym sobą. Mimo, że uświadomienie sobie tego nie jest wcale takie proste – naprawdę mamy wpływ na swoje myśli. To, że czymś się zamartwiamy, ruminujemy, wątpimy w siebie i swoje możliwości, najczęściej wychodzi od nas samych. Wiadomo, że w życiu przydarzają nam się różne sytuacje. Czasami wszystko układa się po naszej myśli i z podniesioną głową idziemy do przodu. A czasami mamy wrażenie, że czego nie dotkniemy, wszystko się wali. Ok, tak jest. Ale od nas zależy, na ile będziemy nadmiernie analizować te wszystkie sytuacje. Na ile będziemy doszukiwać się w nich naszej winy. Czy zamiast iść przed siebie i pokonywać trudności, będziemy stać w miejscu i okopywać się przed tym, co pozytywne. Nie na wszystko w życiu mamy wpływ. Tam gdzie go mamy – działajmy. Tam gdzie go nie mamy – odpuśćmy.

Pisanie negatywnych scenariuszy często wpędza nas w kozi róg. Bo skoro „wiemy” że ktoś nas nie zrozumiał, to po co z nim porozmawiać i upewnić się, czy wszystko jest jasne. Skoro i tak nam się nie uda, to po co się bardziej starać? Skoro wydaje nam się, że z czymś doszczętnie nawaliliśmy to po co próbować to naprawić? A przecież wcale tak nie jest. Nasze myśli to tylko (i aż) nasze myśli. Tylko, bo dopóki nie porozmawiamy z kimś, nie sprawdzimy jaki jest jego punkt widzenia na daną sytuację, pozostajemy w sferze wyłącznie naszych domysłów. A aż, bo wpływają na nasze działania i kierując się nimi sami możemy sprawić, że niekorzystny scenariusz, którego tak się boimy, ziści się.

Nasze myśli przekładają się na to, jak się komunikujemy i czy w ogóle to robimy. A blokowanie komunikacji to najgorsze co można zrobić. Bo zasłyszane od kogoś wieści mogą wydawać się złe, dopóki nie zapytamy o szczegóły. Bo czyjaś odpowiedź rzucona od niechcenia może zafundować nam bezsenną noc, jeśli nie dopytamy co ona tak naprawdę znaczy. A może znaczyć wszystko albo nie znaczyć nic.

Wiem sama po sobie, że im mniej się analizuje, im mniej wybiega się naprzód, tylko skupia na tym, żeby robić swoje i nie próbować czytać ludziom w myślach, tym lepiej się na tym wychodzi. Kiedyś scenariuszy pisałam sporo i to mnie blokowało przed niektórymi działaniami, a niektóre podejmowałam, ale w stresie. Wierzcie lub nie, ale gdy człowiek nie próbuje przewidzieć przyszłości i reaguje tylko na to, co w danym momencie go spotyka i na co ma wpływ, myśli mają dużo mniej czasu na wyścigi sprinterskie. 😉

A Wy, dużo scenariuszy piszecie w swoich głowach?

Dodaj komentarz